ADAPTACJA – jak przetrwać trudne początki?
Cz. 1
To już? Czy ona jest gotowa?
To nie jest łatwy czas. Świadomość, że dziecko większość dnia będzie spędzało poza domem, wśród obcych nam ludzi, z dala od matczyno-ojcowskiej troski, przytulasów i buziaków kojących ból budzi lęk. Nie wiem, czy nie jest on większy u rodzica, niż u dziecka. Być może bywa podzielony, w szczególności między mamę a dziecko.
Z doświadczenia mogę Wam powiedzieć, że mój mąż “wyjście Lili z domu” – do dzieci, do społeczności rówieśniczej przyjął jako kolejny etap naszego życia. Mi było znacznie trudniej. To, co opiszę w tym tekście będzie sumą moich doświadczeń i ciężkiej pracy, którą każdego dnia wkładałam w naszą (moją i Lilci) zmianę. Zapewne wiele z Was tę samą sytuację przeżywało lub będzie przeżywało inaczej. Dużo zależy od tego, jaki mamy charakter, w jakim momencie zawodowym aktualnie się znajdujemy, w jakim wieku jest nasze dziecko, jaką ma osobowość… Mam nadzieję, że moje doświadczenia choć trochę pomogą któremuś lub którejś z Was.
Spędziłam z moją córką trzy wspaniałe, przeplatane rozmaitymi sytuacjami lata. W domu. Starając się jak najlepiej wykorzystać wspólne chwile, czasem wyciskając je do cna jak cytrynę, kiedy indziej po prostu próbując przetrwać. W trakcie trzech lat życia dziecko zmienia się nieustannie i jeśli nie podąża się za jego zmianami, frustracja i zagubienie mogą przytłoczyć. Wybrałam drogę trudnej i obarczonej różnymi niepowodzeniami ciągłej pracy nad sobą dla naszego wspólnego dobra. Dziś, mimo, że wciąż jestem w drodze, wiem, że w moim przypadku kierunek jest tylko jeden – przeć do przodu, czasem w tempie niecierpliwego geparda, a czasem powolnego ślimaka. By żyło się lepiej, by być po prostu dobrym, zwyczajnym, omylnym, ale starającym się i szanującym swoją córkę rodzicem.
Wypuszczenie dziecka spod własnych skrzydeł jest szalenie trudnym przedsięwzięciem. Operacja – adaptacja – tytuł nie bez powodu zawiera w sobie słowo, które może kojarzyć się z bólem, stanem uśpienia, leczenia po to, by żyło się inaczej, lepiej. Bo w obecnym stanie zdrowia nie da się już funkcjonować. Skąd wiadomo, że droga prowadzi już tylko w jedną stronę – w przedszkolne progi? Jak to sprawdzić? Może napiszę Wam, jak to u nas wyglądało.
1.) PRZYGLĄDAŁAM SIĘ LILCI
Obserwowałam Lilę. Widziałam, że ta już prawie trzyletnia dziewczynka zaczyna coraz bardziej interesować się światem swoich rówieśników. Silniej garnie do dzieci starszych od siebie, mogąc spokojnie, w bezpiecznej dla siebie odległości je obserwować. Gdy czuła się gotowa, nieinwazyjnie wchodziła w grupę, próbując nawiązać z nią kontakt. Nigdy nie przestanie mnie zadziwiać to, jak łatwo dzieci potrafią się ze sobą poznawać, jak niewielu rzeczy potrzebują do wspólnej zabawy, jak szczere i naturalne są w swoich reakcjach.
Rok temu, w trakcie nadmorskich wakacji, obserwowaliśmy z mężem jak Lila zagaduje do znajdujących się w blisko siebie dziewczynek lub chłopców. Zgodnie twierdziliśmy, że już czas, że ona “chce iść do dzieci, że sobie poradzi i dobrze się odnajdzie w nowej sytuacji”. Wtedy jeszcze nie myślałam o tym, że jej łatwość wynikała z naszej bliskości i obecności. Za każdym razem, gdy tego potrzebowała, mogła przyjść do nas, przytulić się, zyskać potrzebną uwagę i wsparcie.
2.) DOBRA BAJKA TO NAJLEPSZA POCIESZAJKA
Ponieważ uwielbiam czytać Lilci książki i robię to już od pierwszych miesięcy jej życia, pomyślałam, że sięgnę po literaturę dziecięcą, która pomoże nam obu oswoić się z tematem. Jak się okazało, pozycji książkowych było bardzo dużo. W trzeciej części mojego wpisu zamieszczam książki, które bardzo nam pomogły i swego czasu czytałyśmy codziennie. Bywa, że nic tak dziecku nie pomaga, jak odzwierciedlenie jego uczuć i lęków z wykorzystaniem bajkowych bohaterów, którzy czują i przeżywają to samo. Dzięki nim Lila dowiadywała się, że pewna Julka, Basia, Kicia Kocia, Zuzia, Misia Marysia też chodzą do przedszkola. Słuchała o tym, co w przedszkolu jej ulubione bohaterki robią, jak spędzają czas, jak żegnają się z rodzicami, jak sobie radzą, gdy jest im trudno. Być może, na bazie naszych doświadczeń uda mi się kiedyś napisać opowieść, która zawierałaby więcej rozmów o emocjach, lękach i trudnościach targających młodymi bohaterami. Wszystko w swoim czasie 🙂
Książki to dobra baza oswajająca dziecko z tematem przedszkola. Niestety nie rozwiąże ona wszystkich trudności wynikających z niełatwej adaptacji. Czasem dziecko jest zbyt małe, by wyrazić swoje lęki i je opisać, czasem robi to w sposób, który może nas niepokoić (“będę biła dzieci”, “będę biła panie”), czasem nie wie, czego się może spodziewać. Wiele trudności trzeba więc będzie rozwiązywać na bieżąco. Najważniejsze by być czujnym i otwartym na potrzeby dziecka oraz wysyłane przez nie sygnały.
3.) OSWAJAŁAM LILĘ Z MIEJSCEM I BUDYNKIEM, jeszcze przed rozpoczęciem przez nią przygody przedszkolnej
Zanim Lila przekroczyła przedszkolne progi, starałam się jak najczęściej zabierać ją w pobliże miejsca, do którego będzie codziennie uczęszczała. Obok przedszkola jest plac zabaw, dlatego co jakiś czas ją na niego zabierałam. A ona z radością się bawiła, mimochodem spoglądając na budynek i obserwując dzieci, które z wychodziły z budynku.
Jadąc autem opowiadałam jej, jak będzie wyglądała nasza codzienna trasa, co będziemy mijały po drodze. W głowie próbowałam układać nowy plan dnia oraz wyobrażałam sobie, jak to będzie wyglądało. Wyobrażenia często rozmijają się z rzeczywistością. Żaden poradnik nie powie nam, jak dziecko zniesie zmianę oraz jak rodzic zareaguje na jego przeżycia. Nie pomoże prowadzić mądrych rozmów, ponieważ ciężko przewidzieć, z jakimi trudnościami przyjdzie się zmierzyć akurat naszemu dziecku. Nie pozostaje nic innego jak otworzyć się na różne sygnały wysyłane przez początkującego przedszkolaka.
4.) ZABRAŁAM LILĘ DO PRZEDSZKOLA, by mogła zobaczyć je od środka oraz poznać swoje przyszłe Panie
Zanim Lila poszła do przedszkola, wybrałyśmy się do niego wspólnie, by mogła obejrzeć sobie sale, w których będzie spędzała czas. Poznała również panie, przyjrzała się dzieciom. Jej pierwsza reakcja była w moim odczuciu całkowicie normalna. Gdy weszła do sali pełnej dzieci, z jednej strony zauważyłam, że jest ich ciekawa, z drugiej poczuła lęk. Odwróciła się w moją stronę i wyciągnęła do mnie ręce. Podniosłam ją, przytuliłam, powiedziałam, że z tymi dziećmi będzie się bawiła. Jedna z Pań, które opiekowały się grupą Lilci ma na imię tak samo jak ja. Wykorzystałam ten fakt, by powiedzieć jej, jak fajnie, że w ciągu dnia będzie się nią opiekowała pani o takim samym imieniu jak jej mama. Gdy opuściłyśmy przedszkolne mury, zapytałam córkę, jak jej się podobał budynek, zabrałam na pobliski plac zabaw i ponownie rozmawiałyśmy o planie dnia podczas jej codziennych pobytów.
5.) STARAŁAM SIĘ POKAZAĆ LILCI, ŻE CIESZĘ SIĘ RAZEM Z NIĄ NA NADCHODZĄCĄ ZMIANĘ
Przyznaję, nie było to łatwe. To chyba jedno z najtrudniejszych zadań, z którym musiałam się zmierzyć. Wiedziałam, że pomimo moich łez, które napływały do oczu na myśl, że się rozdzielimy, muszę być silna. Dla niej. Żeby widziała, że czeka ją coś fajnego, że przedszkole może być miejscem przyjaznym, pełnym ciekawych zajęć, kontaktów społecznych, zabaw. Że przyjedziemy po nią, jak tylko będziemy już mogli.
A jeśli będę potrzebowała się posmucić i przeżyć moją osobistą zmianę, to zrobię to za drzwiami, by nie przelewać na nią swoich lęków. Z drugiej strony warto pamiętać, że dziecko ma niesamowitą zdolność wyczuwania naszych emocji i lęków . Potrafi na nie znakomicie reagować. Aby nie dawać mu sprzecznych sygnałów, można z nim porozmawiać: “Czeka nas zmiana, pewnie będziemy za sobą tęsknić, pewnie będzie nam czasem smutno, dlatego potrzebujemy czasu, by się przyzwyczaić do nowego”. To lepsze niż płacząca przy dziecku mama mówiąca: “Nic mi nie jest, wszystko dobrze kochanie, coś mi wpadło do oka” 🙂
6.) OPOWIADAŁAM, CO CIEKAWEGO CZEKA LILĘ W PRZEDSZKOLU I PO POBYCIE W NIM
Miałam kilka pomysłów na to, jak uczynić wyjazdy do przedszkola bardziej znośnymi, szczególnie w kryzysowych dla Lilci chwilach, gdy co ranek powtarzała, że nie chce jechać do dzieci i woli zostać w domu. Jeśli dzieci miały w danym dniu teatrzyk, opowiadałam jej, że dziś obejrzy przedstawienie lub będzie miała ciekawe zajęcia muzyczne bądź językowe.
Czasami opowiadałam, jakie fajne plany poczyniłam na wspólne popołudnie. Mówiłam i powtarzałam jej, że jak tylko ją odbiorę i zjemy obiad, to wybierzemy się razem na plac zabaw lub ciekawe zajęcia dla dzieci, bądź wspólnie upieczemy ciasteczka, porysujemy, poczytamy, pogramy. Słowem, wykorzystamy czas po przedszkolu, by nacieszyć się sobą i nadrobić zaległości. Oczywiście, bywały dni, w które musiałam zrealizować różne zaległe sprawy, bądź musiałam gdzieś pojechać. Zawsze jednak opowiadałam córce, jak będzie wyglądał czas po jej powrocie z przedszkola. Myślę, że w wielu sytuacjach oczekiwanie na realizację wspólnych planów pomagało jej przetrwać.
W drugiej części tekstu “Operacja-adaptacja” opiszę kolejne sposoby na oswajanie dziecka ze zmianą, które u nas się dobrze sprawdziły. Zapraszam 🙂