Masz prawo się BAĆ – o tremie, która BOLI
Kochani,
Chciałabym się podzielić z Wami moim doświadczeniem – jako mamy, która chce i uczy się najlepiej jak tylko potrafi – wspierać swoje dziecko w trudnościach.
Zanim opiszę nasz proces radzenia sobie z tremą, chciałabym Wam wspomnieć w paru słowach o sobie.
Gdy wrócę wspomnieniami do mojego dzieciństwa, jest 1989 lub 1990 rok. Stoję w niebieskiej sukience w przedszkolnej sali i wygłaszam wyuczoną wcześniej kwestię. Czy się boję? Nie, nie pamiętam strachu. Mam wrażenie, że w tamtym czasie (w wieku przedszkolnym i szkolnym) można mnie było zbudzić w środku nocy, a ja z jeszcze zamkniętymi oczami byłam gotowa stanąć na scenie i zacząć mówić z pamięci. Tak było przez wiele, wiele lat. Udział w konkursach recytatorskich, przemawianie podczas szkolnych uroczystości. Dla mnie było to tak naturalne, jak oddychanie. Dalej lubię przekraczać swoje lęki i obawy w tym względzie, nagrywając interpretacje wierszy, coraz częściej spotykając się z Wami podczas tzw. wejść na żywo.
Kiedy po raz pierwszy dostrzegłam u Lilci tremę przyznam, że byłam lekko zaskoczona. Nie wiedziałam, jak to jest mierzyć się z tak wielkim wyzwaniem, jakim dla niej był:
– kontakt z publicznością i
– niebywały lęk przed dużą grupą nieznanych ludzi.
Nie miałam jednak pokusy, by powtarzać sobie: “Jak można bać się publicznych wystąpień? To przecież nic strasznego. Ja to w ogóle się nie bałam.” Nie miałam chęci, by ona była taka, jak ja. By, nie daj Boże, miała realizować moje, niespełnione marzenia. Od spełniania moich marzeń jestem ja sama. Ona niech idzie własną drogą, a gdy będzie miała ku temu możliwość, wierzę, że to będzie ciekawa, pełna przygód i niezwykle wzbogacająca podróż. JEJ podróż.
Moją największą potrzebą było jej pomóc. Najlepiej, jak potrafię. A żeby to robić, dużo potrzebowałam się nauczyć. Potrzebowałam JĄ poznać, dowiedzieć się nieco o tym, czego ona się boi, co ją przeraża, co czuje, gdy stoi przed salą pełną rodziców. Starałam się być czujna również na swoje uczucia i wszystko, co pojawiało się we mnie w odpowiedzi na jej strach. Z mojej perspektywy jest to bardzo ważny etap rodzicielstwa – świadomość siebie, własnych uczuć, potrzeb, obaw, lęków. Tylko wtedy, gdy będziemy ich świadomi, uda nam się nad nimi zapanować i nie przelewać wielu z nich na dziecko, oczywiście w sposób nieuświadomiony.
Nie mam pragnienia, by Lila była królową sceny. Aby na scenie oddychała w sposób tak lekki, jak ja. Marzę o tym (i często jej to powtarzam), aby robiła w życiu to, co JEJ da radość, spełnienie, satysfakcję i możliwości dobrego życia, realizacji marzeń. Niezależnie od tego, co będzie robiła.
Wracając do przedstawienia…. podczas swojego pierwszego występu (ponad 2 lata temu) Lilcia nie wiedziała, czego się może spodziewać. Czym innym jest wiedza o tym, że w tym konkretnym dniu salę wypełnią dumni, wzruszeni Rodzice, którzy będą oglądać występ ukochanych dzieci. Czym innym jest to przeżyć i doświadczyć potęgi tej chwili. Dzieci potrafią zrobić bardzo wiele, by chronić siebie w takich sytuacjach. Bywa, że aby sobie poradzić z daną sytuacją, mocno przytulają nogę pani i kierują swoje oczy w podłogę. Wtedy ta trema jakby mniej boli.
“Mama, ja pamiętam swoje pierwsze przedstawienie. Pamiętam, że widziałam wtedy nogę pani i Wasze buty” – tak ten moment wspomina dziś Lila.
Podczas kolejnych przygotowań do występów (bożonarodzeniowo – jasełkowych) wiedziałam, że trzeba zwiększyć czujność, ale też nie straszyć. Wciąż obserwowałam.
Widok własnego dziecka, które jest blade z emocji i stresu, nie należy do zbyt przyjemnych. Moją pokusą, jako mamy było ją uratować, pomóc jej, wziąć ją ze sceny i pozbawić tego stresu. Wiem jednak, że z takich trudnych dla dziecka chwil składa się życie. I że nie jestem w stanie otoczyć ją ochronnym parasolem, który umożliwiłby jej łatwe przejście przez każdy dzień. Napiszę więcej –> takie życie nie byłoby nawet możliwe i rozwijające. Bo to właśnie te trudne doświadczenia nas umacniają, czynią silniejszymi, motywują do wzmożonego wysiłku w celu zadbania o siebie.
Taki też cel sobie postawiłam. By, wiedząc, że przedszkolnych przedstawień Lila nie uniknie, pomóc jej radzić sobie ze stresem i z tremą. Nie chciałam, by za każdym razem po przedstawieniu, wracała do domu, pozbawiona energii i sił dziewczynka, z gorączką i brakiem chęci do jedzenia.
Postanowiłam oswajać ten temat najlepiej, jak potrafiłam. Poprzez moje i Lilci ukochane książki.
Do przedstawienia z okazji Dnia Babci i Dziadka przygotowywałyśmy się od kilku tygodni. Powolutku, bez presji i ciśnienia. Czytając o tym, jak ulubieni bohaterowie Lilci radzą sobie z własnym strachem i obawami.
Największą pomoc przyniosły nam przygody liska Fenka z serii EMOCJE. Część opisująca strach głównego bohatera przed przedstawieniem z okazji Dnia Babci i Dziadka była wręcz idealna. Bohater doświadczał lęku, obaw (tak samo, jak Lilcia). Mierzył się z różnymi, niezbyt przyjemnymi dla siebie uczuciami. Dowiadywał, że każdy się czegoś boi – że strach nie jest niczym złym. Że można się bać. Książkę czytałyśmy z Lilą codziennie przed snem na wiele dni przed przedstawieniem.
Nieoceniony w swej treści i opisie uczuć, jakie mogą się w dziecku pojawiać przed publicznym wystąpieniem jest “Kret sam na scenie”. Ta książka dokładnie opisuje to, co dzieje i działo się z Lilą przed każdym przedstawieniem. Pokazuje, jak dziecko mierzy się z trudnym dla siebie wyzwaniem. Warto po nią sięgnąć i uczynić ją jako ważny punkt wyjścia do rozmów na temat tremy, lęku, obaw i sposobów radzenia sobie z tymi uczuciami.
Ostatnia książka, którą czytałyśmy dość często to “Mysi domek. Sam i Julia w teatrze”. Tytułowego bohatera czeka ważny występ na scenie i z tego powodu czuje on wielką tremę. Od swojej przyjaciółki, tuż przed występem, otrzymuje kamień na szczęście, który (niczym talizman) daje mu poczucie, że wszystko pójdzie dobrze 🙂
Podczas ubiegłorocznych Targów Książki w Warszawie kupiłam dla Lilci pluszowego Sama i pluszową Julię. Przed snem wielokrotnie odgrywałyśmy scenki z przedstawienia. Lila bezbłędnie opanowała teksty różnych bohaterów, dzięki czemu mogłyśmy wcielać się w role i bawić tym tekstem, ukazując emocje wszystkich postaci 🙂 Miałyśmy przy tym wiele frajdy, dobrej zabawy i śmiechu. Każda z nas wczuwała się w swoją rolę najlepiej, jak potrafiła.
Tak właśnie chciałabym, aby Lila postrzegała naukę tekstów –> jako przede wszystkim świetną, wesołą zabawę. W takiej też atmosferze prowadzę zajęcia ze swoimi studentami. Bo wierzę w to, że poprzez śmiech, dobry humor, odpowiedni dobór tekstów można ludzi naprawdę dużo nauczyć. Wierzę w swoich studentów i ich możliwości.Uważam, że w każdym człowieku drzemie niespotykany potencjał.
Wielokrotnie rozmawiając z Lilą na temat publicznych występów, powtarzałam: “Lilciu, Ty wcale nie musisz lubić występować publicznie. Masz prawo nie lubić przedstawień. Czy wiesz, że dla każdego człowieka znajdzie się na tym świecie miejsce? Są ludzie, którzy w życiu nie wyszliby na scenę, ale przygotowują przepiękne scenografie do sztuk teatralnych. Myślę, że Ty byłabyś rewelacyjnym suflerem i świetnie pomagałabyś aktorom, którzy zapomnieliby swojego tekstu. Sufler jest schowany w specjalnej budce tak, że inni ludzie go nie widzą”. To w ramach dodawania otuchy. Bo, jak już wspomniałam na początku mojego wpisu, Lila wcale nie musi lubić publicznych występów. Może odnaleźć się w zupełnie innej życiowej roli, wejść na swoją ścieżkę i w niej doskonalić. I tego jej oraz każdemu zagubionemu w swej drodze dziecku życzę.
Bo żadne dziecko w chwili strachu nie potrzebuje usłyszeć:
“Nie trzeba się bać. Nie ma się czego bać. To nic strasznego. Zobaczysz. Ja też występowałam przed innymi i widzisz? Żyję.” Warto przyjąć uczucia dziecka i przypomnieć mu, że ma do nich pełne prawo. Ma prawo nie lubić, ma prawo się bać. Warto mu przypominać, że jesteśmy z nim i przy nim, w pełni akceptując jego lęki, obawy, niepewność i to, że idzie swoją drogą. A jeśli będzie nam trudno… zastanówmy się przez chwilę, czego my w swoim życiu się boimy. Być może dla innych nasz lęk również może wydawać się irracjonalny i bezsensowny. Zastanówmy się, co w ramach wsparcia i słów otuchy potrzebowalibyśmy usłyszeć lub poczuć. Prawdopodobnie dziecko potrzebuje tego samego.
Po niedawnym przedstawieniu, w którym Lila wchodziła na swój prywatny szczyt i zmagała się z własnym lękiem miałam pokusę, by pomyśleć: “Ech, a może to moja obecność ją tak stresuje. Może ja, zamiast jej pomagać, to swoją obecnością jej przeszkadzam…”. Ba, ja nawet tak sobie o sobie pomyślałam.
Wówczas dobrze mieć zewnętrzny głos rozsądku, który okaże nam wsparcie, wesprze, przyniesie ulgę umęczonej głowie. Jeśli takich głosów jest więcej, tym lepiej 🙂
Wieczorem, po przedstawieniu, przed snem, długo z Lilą rozmawiałyśmy o uczuciach, które towarzyszyły jej w trakcie całego dnia. Przyznała, że bardzo się stresowała i że nie lubi publicznych wystąpień. Dodała, że nie miałaby problemu, aby podejść do każdej osoby i jej osobiście wygłosić swój tekst. Kiedy jednak miała to zrobić publicznie, okazało się to ponad jej siły.
Mi jednak udało się wyjść z przygniatających mnie wcześniej myśli i wskazać na duży krok do przodu, który ONA zrobiła od czasu swojego pierwszego przedstawienia:
– “Lilciu, wiesz…? A ja myślę, że możesz być z siebie naprawdę dumna. Pamiętam Twoje pierwsze przedstawienie, w trakcie którego stałaś, mocno wtulona w nogę swojej pani, patrząc w podłogę. Dziś pokonałaś własny strach. Byłaś w stanie wejść na salę, usiąść na moich nogach i spojrzeć na publiczność. Po przedstawieniu nie miałaś gorączki. Zobacz jakie to duże postępy od czasu pierwszego wystąpienia.”
Czy wiecie, że po takiej podsumowującej jej dokonania rozmowie ona, zadowolona z siebie, spokojnie zasnęła? A co by się w niej i z nią działo, gdybym drążyć zaczęła. Gdybym usilnie próbowała zrozumieć, dlaczego ona tak się boi. Gdybym zaczęła ją przekonywać, że trema jest niepotrzebna. Że tyle ludzi ją pokonuje i żyją. I, gdybym, zaczęła porównywać ją do innych, tych, którzy tremę pokonali i nie mają z nią problemów.
Czy ona potrzebuje moich lęków, frustracji i obaw? Czy potrzebuje poczuć się fatalnie widząc w moich oczach i słysząc w słowach mój zawód?
Czy wręcz odwrotnie… potrzebuje usłyszeć: “To był postęp. Jesteś OK taka, jaka jesteś”.
Wybieram to drugie. Ponieważ to drugie podejście wymaga ode mnie więcej pracy, zaangażowania, zmiany w sobie. A ja chcę, by moja córka wiedziała i czuła, że kocham ją dlatego, że jest a nie za to, jaka jest.
Na koniec chciałam Wam podsunąć kilka pomysłów, które można wypróbować, pomagając dziecku w poradzeniu sobie z tremą, lękiem przed publicznym wystąpieniem (są zebrane z różnych miejsc, źródeł, także dzięki pomysłowości Pań z przedszkola):
– ODDYCHANIE (najpierw warto nauczyć dziecko zasad prawidłowego oddychania, opowiedzieć o tym, czym jest wdech, kiedy jest wydech). Ja powtarzałam Lilci: “Wyobraź sobie, że z Twoim wdechem Twoje ciało wypełnia odwaga, a gdy wypuszczasz powietrze noskiem i buzią wychodzi razem z wydechem Twój strach i lęk”;
– papierowa czterolistna koniczyna, którą wykonały Panie w przedszkolu i zawiesiły dzieciom, niczym amulet na szczęście (rewelacyjny pomysł);
– słowa wsparcia ze strony Pań z przedszkola, skierowane w stronę dzieci – bezcenne (np. “Pomyślcie sobie, że nikt nie zna Waszego tekstu, więc nawet jak zapomnicie jakiegoś słowa/słów, to publiczność nie będzie o tym wiedziała” lub: “Wyobraźcie sobie, że osoby, które siedzą na widowni jakoś zabawnie wyglądają. Że są np. grzybkami, które mają na głowach oryginalne kapelusze”. Kiedy, za pomocą takiego wyobrażenia zobaczymy, że te osoby – PUBLICZNOŚĆ, nie są straszne, wówczas łatwiej nam będzie przed nimi wystąpić).
– magiczny pył, który na dziecko wysypujemy i który je chroni na cały dzień. Moja Lila uwielbia magiczny pył i często z niego korzysta. Poczucie, że jest nim nasmarowana, naprawdę dodaje jej sił. Dzieci bardzo, bardzo lubią takie wizualizacje.
– odgrywanie scenek i wspólnie z dzieckiem wcielanie się w różne role.
To, co w oswajaniu strachu, lęku, tremy wydaje mi się najistotniejsze, to wspólne z dzieckiem rozmowy, otwarcie się na świat jego uczuć i obaw. Dostrzeżenie w nim indywidualnego człowieka, który różni się od nas, naszej osobowości i temperamentu. Przyjęcie go takim, jakim jest. Z szacunkiem, serdecznością i miłością.
Pozdrawiam Was Kochani!
M!