Pod wodą….dlaczego wybieram WIEDZĘ i ŚWIADOMOŚĆ zamiast pełnej emocji KRYTYKI
W zasadzie powinnam już spać, ale myśl w głowie zakiełkowała i uciec nie chce. Potrzebuje wyjść na zewnątrz. I podzielić się z wami, tym, co nie jest takie oczywiste, na jakie wygląda.
Zbliżają się wakacje. Lato już prosi, by zrobić dla siebie miejsce. Tym samym zwiększa się ilość wyjazdów na basen, nad morze, nad wodne akweny. Pojawia się coraz więcej tekstów, nagrań ukazujących, jak niebezpiecznym i jednocześnie niedocenianym żywiołem jest woda. Od wczoraj oglądam i czytam teksty nawiązujące do materiału wideo, które pojawiło się w Internecie. Chłopczyk tonie na basenie (całość nagrania trwa ok. 3 minuty) i nikt nie reaguje. Posypało się morze negatywnych komentarzy pod adresem wielu osób – rodziców, ratowników, ludzi obecnych, stojących tuż obok chłopca. Jednym słowem mocna, jak to w Internecie bywa, krytyka.
Muszę Wam się do czegoś przyznać. Oglądając to nagranie, obserwując zachowanie chłopca miałam na początku wrażenie, iż wykonuje on podwodne akrobacje, że bawi się w tej wodzie. Nie raz, nie dwa byłam na basenie świadkiem podobnych zachowań –> nurkowania, zanurzania się pod wodę, chlapania. I, myślę sobie, jak ważna w tym wszystkim jest EDUKACJA. Pokazywanie, uczenie, zapoznawanie z różnymi rodzajami zagrożeń, jakie woda może przynieść. Edukacja powinna być skierowana zarówno do dzieci, jak i do dorosłych. Wiem, że do wody nie powinno się wchodzić, gdy jest się najedzonym. Jednak, przyznaję, moja wiedza w tym temacie nie jest zbyt duża. Na przykład nie wiedziałam, że dziecku znajdującemu się blisko brzegu może grozić niebezpieczeństwo, o którym pisała niedawno Pani Anita z bloga Być bliżej. Nie boję się przyznać do tego, że w tzw. wodnej materii wielu rzeczy jeszcze nie wiem. Odczuwam jednak ogromną potrzebę, aby nie oceniać tak surowo wszystkich wokół, lecz zastanowić się nad tym, co możemy zrobić, aby zwiększyć wśród ludzi świadomość. Można wylewać wiadro pomyj na “znieczulicę wśród ludzi”, krytykować, oceniać, bulwersować się. Można też zrobić coś innego – uczyć się, edukować innych, uczulać na potencjalne niebezpieczeństwa, pokazywać i prezentować nagrania z symulacją najczęstszych wodnych sytuacji, przygotować do tego, jak w razie zagrożenia trzeba sobie radzić. WIEDZA potrafi życie uratować. W moim odczuciu tego rodzaju lekcje, zajęcia powinny odbywać się w przedszkolach, szkołach na lekcjach wychowawczych. Wyposażając dzieci w konkretną wiedzę i umiejętności. Dając im dzięki temu większe poczucie bezpieczeństwa.
Wiem, że nie zawsze będę w stanie być przy moim dziecku tak, by wyeliminować z jego środowiska ewentualne zagrożenia (nie jest to możliwe ani nawet wskazane –> jak inaczej stanie się samodzielną dziewczynką?). Mogę jednak wyposażyć ją w umiejętności, wiedzę, świadomość. Mogę zapisać ją na lekcje pływania (co jest jednym z moich wakacyjnych planów), mogę z nią rozmawiać, podpowiadać, na co należy uważać (nie chodzi mi o straszenie, lecz o wiedzę). Mogę sama poszerzać wiedzę w tym temacie.
Niedawno obejrzałam wideo, w którym dziecko (pozostawione bez opieki!) pływa w kole ratunkowym w basenie. W pewnym momencie przewraca się tak, że jego głowa ląduje pod wodą a budowa koła uniemożliwia wydostanie się na zewnątrz. Nigdy nie zastanawiałam się nad tym, że coś podobnego może się wydarzyć. Być może dlatego, że podczas wyjść na basen ja lub tata Lilci zawsze jesteśmy obok. Małe dziecko ma prawo nie dostrzec w czymś zagrożenia. Osoba dorosła również. Jednak czuwanie nad dzieckiem, bycie blisko tak, by w razie potrzeby zareagować, ma kluczowe znaczenie. Dodatkowo, mam w głowie myśl, że również starszym dzieciom, które umieją już pływać, zdarzają się wypadki.
Ważne, by przypominać i uczyć dzieci, co należy robić w sytuacji zachłyśnięcia wodą, stracenia gruntu pod nogami lub innych zagrożeń. Warto mówić, powtarzać oraz przypominać na co powinny zwracać uwagę. Słyszę już zdania: “Ale wielu rodziców ma w nosie taką wiedzę. Jadą na urlop, żeby mieć święty spokój i puszczają dziecko samopas. Mają je zwyczajnie gdzieś”. Na taki zarzut nie znajduję odpowiedzi. Wiem, że są różne postawy rodzicielskie, każdy ustala własne priorytety, często z dużą szkodą dla zdrowia i życia dziecka (jeśli rodziców taka wiedza nie interesuje, wówczas warto położyć nacisk na wyposażenie w nią dzieci. Tak, by mając trudne warunki zewnętrzne – nieobecnego dorosłego, niereagujących ludzi wokół – wiedziało, jak działać i próbować się ratować. Brzmi brutalnie i smutno. Niestety, na siłę nikogo niczego nie nauczymy. Dzieci z reguły chcą się uczyć, dowiadywać, mieć poczucie sprawstwa i kontroli sytuacji. Wierzę w dzieci. Bardzo.)
Jeśli skoncentruję się na krytyce innych, wówczas niewiele miejsca pozostanie mi na działanie. A ja wolę działać. Być może kiedyś powstanie projekt (być może spróbuję go kiedyś stworzyć) zajęć, warsztatów dla dzieci i ich rodziców, który da im wsparcie i podpowie, w jaki sposób należy się chronić zarówno przed wodnymi, jak również wieloma innymi zagrożeniami oraz wyzwaniami dzisiejszych czasów. A tych, niestety nie brakuje.
M!