Mamo, Tato, bądźcie dla siebie dobrzy. O tym, jak ważne jest zadbanie o siebie
Chciałabym się z Wami podzielić swoją dzisiejszą sytuacją. Nie bardzo chcę wchodzić w szczegóły. Zależy mi na tym, abyście mogli poznać moje refleksje i przemyślenia. I abyście na koniec lektury pomyśleli o tym, jak ważne jest to, aby być dla siebie samego (siebie samej) po prostu dobrym i serdecznym.
Wczesnym rankiem szłam sobie dróżką, wdychając letnie powietrze. Wsłuchując się w odgłosy otoczenia. W moim kierunku zmierzali tato z synkiem. Chłopczyk nie miał ochoty iść. Najchętniej, gdyby to od niego zależało, zawróciłby do samochodu i jak najszybciej oddaliłby się z miejsca, w którym stał.
Widziałam, że tacie jest trudno. Znałam to uczucie. Wiele razy, odwożąc Lilę do przedszkola, spotykałam się z jej oporem. Smutkiem. Płaczem. Prośbą, by zawrócić. Bo ona nie chce. Bo nie ma dziś ochoty. Będzie tęskniła. Gdybym Wam napisała, że zawsze wykazywałam postawę wspierającą, skłamałabym. Wiele razy miewałam trudność. Dylemat. Niepewność. Ile to razy wychodziłam z przedszkola ze łzami w oczach, myśląc o tym, jak mogłam coś zrobić, czy powiedzieć inaczej. Czując, że nie okazałam jej należytego wsparcia i zrozumienia dla jej uczuć. Bo moje też były wówczas w wielkim bałaganie i nieładzie. Dużo wówczas nad tym wszystkim rozmyślałam i wciąż rozmyślam. Każdego dnia dowiaduję się czegoś nowego zarówno o moim dziecku, jak i o sobie samej.
Wrócę jednak do opisywanej sytuacji. Bezsilny wobec protestu syna tata, w pewnym momencie “wywołał mnie do tablicy” i powiedział: “Bo pani cię zabierze“. Wcześniej, gdy słyszałam tego typu słowa, jedyne co czułam, to złość. Na rodzica za to, że straszy swoje dziecko, odbierając mu poczucie bezpieczeństwa. Teraz byłam głównie zaskoczona i zdumiona. Tym bardziej, że to mną straszono. Mając trochę doświadczenia w pracy z dziećmi wiem jedno. Ostatnią rzeczą, którą bym chciała wywołać w relacji z nimi to uczucie strachu i przerażenia moją osobą.
Widząc z daleka tę sytuację wiedziałam, dlaczego tata to mówi. Tacie też było trudno. Na swojej drodze napotkał świadka niełatwiej dla siebie sytuacji i próbował jak najszybciej ją przerwać. Słowami, które w jego odczuciu mogłyby podziałać. Natychmiast. By skończyć trudne zachowanie. Wyobraziłam sobie, z czym tata musiał się zmagać. Pomyślałam, że bardzo kocha swoje dziecko. Nie wie jednak, jak mu pomóc, bo codzienne rozstania dla obu stron mogą być trudne. Mijając więc tatę i synka powiedziałam do nich z uśmiechem: “Oj nie, nie zabiorę Cię. Wielka by to była szkoda, bo bardzo fajna zabawa w przedszkolu by cię ominęła” 🙂 Tata spojrzał na mnie z uśmiechem, a ja dodałam: “Poranki bywają czasem trudne. Życzę dobrego dnia.” i poszłam.
Myślę sobie, że to jest coś, czego rodzicom czasem brakuje od innych rodziców. Wsparcia, zrozumienia, zamiast oceniania i budowania własnej wartości kosztem “tych, którzy sobie nie radzą”. Nie znajdę chyba rodzica, który mógłby powiedzieć, że zawsze wszystko ogarnia. Mogłabym jedynie pomyśleć, że ma niepełny dostęp do samego siebie. Wielu rodziców szczerze, prawdziwie i najlepiej jak tylko potrafi kocha swoje dzieci. Chce, by były one szczęśliwe. By nie napotykały w swoim życiu na zbyt wiele momentów smutku, frustracji, przykrości. By nie doznały krzywdy ze strony innych ludzi. Każdy z nas – dorosłych – próbuje realizować te potrzeby w różny, najlepiej dostępny sobie sposób. Czasem automatyczny i mechaniczny. Czasem nawykowy, którego sami nigdy nie lubiliśmy ze strony bliskich nam ludzi. Nie zawsze jesteśmy w stanie w porę się zatrzymać. Czasem jakieś słowo wyleci z naszych ust niczym pocisk z karabinu. I zrani. Zaboli. Uderzy w najczulszą strunę dziecka. Jestem pewna, że taka sytuacja zdarzyła się choć raz każdemu z nas.
Nie piszę tego jednak po to, aby wywoływać w Was uczucie niepokoju, lęku, frustracji, poczucia winy. Piszę to, aby podzielić się z Wami moim doświadczeniem. Zawsze kiedy zdarzy mi się zrobić coś “za bardzo”, nieadekwatnie do sytuacji, niezbyt wspierająco dla Lilci, wówczas kieruję swoją uwagę na siebie. Staram się bliżej sobie przyjrzeć i zastanowić, co się ze mną dzieje. Jakie są moje uczucia i potrzeby. Czego mi brakuje. Robię to zwykle wtedy, gdy Lila już śpi. Często jest to niemożliwe w ciągu dnia, gdy wiele rzeczy wykonuję w pośpiechu, “z automatu”, w stresie wywołanym rozmaitymi czynnikami. Gdy ONA usypia, ja rozmyślam. I próbuję odpowiedzieć sobie na pytanie: “Kobieto, o co ci chodzi :)? Czego byś potrzebowała? Nazwij to”. Idzie mi coraz lepiej. Staram się i bardzo nad tym pracuję. Próbując zadbać o siebie, swoje pragnienia, marzenia, potrzeby. Bo wtedy czuję się lepiej. Jestem spokojniejsza. To długa, żmudna praca. Warta poświęcenia i zaangażowania.
Pamiętam, jak pod koniec jednego z warsztatów dla rodziców pewna mama powiedziała piękną, znaną myśl: “Dbam o siebie, bo szczęśliwa, spokojna mama to szczęśliwe i spokojne dziecko“. Warto o tym pamiętać. Szczególnie wtedy, gdy nasze dziecko mierzy się z dużą DLA SIEBIE trudnością. Na nic się zda nakładanie na jego trudność naszej interpretacji i dorosłego, racjonalnego myślenia pt. “Robi z igły widły. Robi problem z niczego. On się wścieka z BYLE POWODU” Ten powód jest dla dziecka ważny. Dla niego jest całym, dziecięcym światem. Jego światem. Uznajmy jego ważność. Pochylmy się w stronę dziecka, okazując najlepsze z możliwych wsparcie – w serdecznym uścisku i spojrzeniu a nawet w pełnym zrozumienia milczeniu. W daniu prawa do własnych odczuć , myśli i przekonań.
Dlaczego czasem bywa nam trudno? Dlatego, że napotykamy na swojej drodze niezbyt empatyczne, wspierające otoczenie. Oceniające, pełne widocznej dezaprobaty spojrzenie, odwracanie się w naszą stronę, niepotrzebne rady, pełen zakłopotania uśmiech. Dużo w nas strachu i lęku przed oceną. Przed pogardą innych. Przed brakiem akceptacji. Bywa, że towarzyszą temu myśli: “”. To często nasze poczucie niższości i nie radzenia sobie wpływa na reakcję skierowaną w stronę dziecka.
Jeśli zatem zadbamy o siebie, zawalczymy o własne potrzeby, spokój, możliwość zrobienia czegoś dla siebie i zrozumienia swoich uczuć oraz działań, wówczas będziemy w stanie wychodzić naprzeciw potrzebom dziecka. Ono nie potrzebuje rodzica, które godzi się na wszystkie jego zachcianki i prośby. Który kosztem własnych sił będzie walczył w domu o porządek lub trzydaniowy obiad. Ono potrzebuje autentycznego dorosłego, który pokaże mu, jak należy zadbać o siebie i jak można realizować własne pasje, pragnienia, potrzeby. Który będzie omylny. Który będzie potrafił przyznać się do błędu i przeprosić. Który je dostrzeże i wysłucha, bez zbędnych rad i wskazówek. Który będzie nad sobą pracował.
Życzę Wam tego, aby Wam się chciało – być dla siebie serdecznym, świadomym, otwartym na pracę nad sobą i zmiany. Życzę Wam, abyście potrafili zadbać o swoją przestrzeń bez poczucia winy lecz z przekonaniem, że robicie to dla dobra wszystkich. Większego dobra. Dlaczego? Bo zachowanie i spokój dziecka pokazują, że naprawdę WARTO!
M!
3 komentarze
Pau Elegancka
Dziękuję Ci za ten tekst. Ostatnio mam kumulacje i chodzę sfrustrowana. I ciężko mi w takim stanie empatycznie zadbać o synów, co dodatkowo mnie frustruje. I mam takie zamknięte koło.
Natalia
Twoja rekacja bardzo mi sie spodobala. A zasada ze szczesliwa mama czy tsto to szczesliwe dziecko jest w 100%prawda.
mowosfer
Bardzo dziękuję Ci Natalia za Twój komentarz 🙂 To prawda – spokojna, szczęśliwa mama to nie tylko spokojne, szczęśliwe dziecko ale i większa równowaga w rodzinie. Chociaż myślę, że ta zasada sprawdza się w przypadku wszystkich członków rodziny 🙂