Mamo, tato ja się złoszczę. Czy mogę?
Dzisiejszy wpis chciałabym poświęcić emocjom: dziecka i osoby dorosłej. Jak wspierać dziecko, które przeżywa trudne dla siebie chwile, pamiętając także o sobie i swoim samopoczuciu. Mądre powiedzenie mówi bowiem, że “z pustego i Salomon nie naleje“. Jeśli więc doświadczamy jakiejś trudności, czujemy się czymś przygnębieni, bywa nam ciężko, wówczas przyjęcie dziecięcych trudnych uczuć staje się niewykonalne. Kiedyś poświęcę temu osobny wpis, ponieważ dla mnie temat emocji (zarówno dziecka, jak i własnych) jest szalenie ciekawym obszarem, wartym codziennego zgłębiania i praktykowania. Niezwykle ważne wydaje mi się mówienie o tym, co na co dzień przeżywamy. Nie wypieranie się własnych uczuć. Z tymi przyjemniejszymi nie ma większego problemu. Gorzej, jeśli zmagamy się z lękiem, smutkiem, przygnębieniem. Jeśli stopień naszej samoświadomości jest duży, potrafimy (i pozwalamy sobie) powiedzieć: “Dziś nie jest mój dzien. Jest mu smutno, źle, bo…” Nie zawsze musimy wiedzieć, dlaczego…. Ważne jest jednak, aby pozwolić sobie na te uczucia i nie udawać przed sobą, bliskimi i znajomymi, że wszystko jest dobrze. Bywa, że trudne emocje maskujemy przez nerwowy śmiech lub częste uśmiechanie się w obawie przed oceną, odrzuceniem.
Kiedy jest mi źle, Lila to widzi. Wówczas pyta: “Mama, jesteś smutna?” Być może kilka lat temu odpowiedziałabym jej: “Nie, nie jestem, wszystko jest dobrze“. Teraz, mając poczucie, jak ważne jest mówienie o uczuciach, odpowiadam otwarcie: “Tak, dzisiaj jestem smutna“. Dzięki temu wiem, że moje ciało i twarz pokazują określoną emocję (usta w podkówkę, oczy, które bardzo dobrze potrafią pokazać smutek, zgarbiona sylwetka). Czasem Lila pyta: “Dlaczego?” Jeśli umiem, wówczas jej odpowiadam np. “Bo mam dużo rzeczy do zrobienia a mało czasu i boję się, że nie zdążę. Dlatego jestem smutna i niespokojna.“, “Bo czyjeś słowa sprawiły mi dziś przykrość“. Ktoś mógłby powiedzieć, że dziecka nie należy obarczać swoimi smutkami i problemami. Uważam jednak, że jeśli dana emocja (smutek, złość) nie prowadzi do manipulacji (np. że poprzez swój smutek nie próbuję wyegzekwować posłuszeństwa ze strony dziecka), wówczas mówienie o nim jest potrzebne. Dziecko uczy się, obserwując, jak radzimy sobie z trudnościami, jak mierzymy z wyzwaniami. Jeśli chcę, aby Lila po powrocie z przedszkola (a później szkoły) po ciężkim dla siebie dniu potrafiła opowiedzieć o trudnościach, chcę jej pokazać, że płacz, smutek, uczucie zawodu nie są niczym złym. Że kiedy człowiek się smuci, ma prawo sobie popłakać, ma prawo nie chcieć rozmawiać, ma prawo otrzymać od bliższych i dalszych sobie ludzi czas na ochłonięcie, ma prawo nie udawać (przed innymi, a przede wszystkim przed samym sobą), że wszystko jest w porządku.
Widząc Lilci czujność w chwili, gdy pyta mnie o mój nastrój, próbuję czasem dopytać: “A po czym widzisz, że jestem smutna?” Najczęściej odpowiada, że mam smutne oczy. I smutne usta. Kiedy przyznaję, że jest mi trudno, to ona nie przejmuje ode mnie mojego smutku. Nie czuje się winna myśląc, że to z jej powodu. Dlaczego? Bo wie, co się ze mną dzieje. Wie, dlaczego. Czasem, gdy samej siebie nie rozumiem, wówczas mówię jej o tym: “Tak Lilciu, jestem smutna, ale nie bardzo wiem dlaczego. Dziś mam chyba gorszy dzień”. Być może dlatego Lila przyjmuje mój smutek jako coś normalnego, nie budzącego niepokoju. Czasami próbuje mnie pocieszyć w najlepszy z możliwych, dziecięcy sposób (przytuleniem, zaproszeniem do wspólnej zabawy, smacznym chrupkiem). Mam wrażenie, że dzięki takim rozmowom, obserwowaniu siebie, pozwalaniu sobie na różne, trudne emocje, lepiej potrafimy się rozumieć i wspierać. Podobnie jest w przypadku tej małej, pełnej rozmaitych nastrojów dziewczynki. Najczęściej gdy wraca do domu z przedszkola obserwuję, jak pozbywa się rozmaitych napięć, trudności, emocji. Bywa, że w środku te uczucia gotują się, jak zupa. Może to śmiesznie zabrzmi, ale ja codziennie na nowo poznaję Lilcię, jej potrzeby, zachowanie, emocje. Ona rośnie, zmienia się, a ja staram się podążać za tymi zmianami najlepiej, jak potrafię (nie zawsze mi się udaje, ale do błędów też daję sobie prawo). W tym wpisie chciałabym podać przykład jednej sytuacji, w której próbuję okazywać Lilci tak potrzebne jej wsparcie. Po to, by wiedziała, że złość jest ważna i potrzebna. Tylko ważny jest sposób jej wyrażania i okazywania. Czy to dziwne, że dziecko, które jest wściekłe ma ochotę kogoś uderzyć, powiedzieć coś przykrego? Nie. My – dorośli też czasem mamy taką chęć. Posiadamy jednak wypracowane mechanizmy, które nas przed tym skutecznie powstrzymują (choć nie u wszystkich te mechanizmy zostały rozwinięte). Dziecko dopiero uczy się trudnej sztuki wyrażania emocji. Ma prawo błądzić, mylić się, popełniać błędy. Ma prawo iść dalej, bogatsze o nowe doświadczenia bez ciągłego przypominania mu o wcześniejszych potknięciach.
A oto scenka z naszego emocjonalnego życia:
Pewnego dnia, kiedy przyjechałam odebrać Lilę z przedszkola, już w szatni dostrzegłam, że miała trudny dzień. Jej buzia wyglądała na zmęczoną. Nie bardzo chciała na mnie patrzeć, spacerowała energicznie po szatni, przystępowała z nogi na nogę, zwlekała z ubieraniem się. Gdy w końcu usiadła na ławeczce, spuściła głowę i zaplotła ręce.
Mała dygresja: Teraz już wiem, że w takiej sytuacji moja córka najbardziej potrzebuje wsparcia i bliskości (sporo czasu minęło, zanim się tego nauczyłam, docierałyśmy się w tym względzie miesiącami). Pomagam jej wówczas się ubrać i staram się z nią porozmawiać. Pytam, jak minął jej dzień lub opowiadam, co będziemy robiły, gdy wrócimy do domu. Jeśli widzę, że nie ma ochoty na rozmowę, wycofuję się z niej. Czekam. Często po wyjściu z przedszkola Lila biegnie jeszcze na pobliski plac zabaw i biega (czasem sama, czasem z innymi koleżankami lub kolegami). Widzę, że ten ruch jest jej potrzebny. Pomaga cieszyć się chwilą, niejako odzyskać równowagę. Najtrudniej jest później wrócić do samochodu i jechać do domu. Lila czuje się wówczas zdenerwowana i zawiedziona, że fajny czas dobiegł końca i musimy wracać. Często w drodze powrotnej popłacze z żalu lub zamyka się w sobie i nie chce rozmawiać. Pozwalam jej pomilczeć.
Owego, trudnego dla Lilci dnia, wróciłyśmy do domu, a jej złość jeszcze się nie wylała. Ona nawet nie była blisko tej eksplozji. Lila nie miała ochoty ściągnąć kurtki, umyć rąk. Powiedziała, że nic nie będzie robiła. Czy w takich sytuacjach jest mi łatwo? Nie zawsze. Czy w takich chwilach mam gotowość, by przyjąć taką złość? Nie, nie zawsze. Jeśli czuję, że we mnie samej wzbierają silne emocje, staram się zostawić Lilę w spokoju, tak, byśmy obie ochłonęły. Pytam tylko, czy potrzebuje, aby ją przytulić. Jeśli nie ma na to ochoty, mówię, aby przyszła, jeśli będzie chciała, że jestem obok. Jak będzie mnie potrzebowała, ja JESTEM. Staram się również nazywać jej uczucia, które w danym momencie dostrzegam. Aby wiedziała, że da się je wyrazić również słowami.
Niedawno po takim trudnym emocjonalnie powrocie do domu zapaliła się w mojej głowie żarówka. Lila pobiegła do pokoju i rzuciła się z płaczem na łóżko. Nie chciała rozmawiać. Byłam wówczas w kuchni. Zupełnie odruchowo i spontanicznie poprosiłam ją o pomoc. Szykowałam akurat sałatkę do obiadu. Lila po dłuższym czasie od mojego zawołania weszła do kuchni z ciekawością malującą się na jej twarzy. Zapytałam wówczas, czy mogłaby przekroić (dostosowanym dla dziecka nożem) małe kuleczki mozzarelli na pół. Zgodziła się. Podeszła do blatu, do naszykowanej deseczki i zaczęła kroić. Skoncentrowała się na innej niż złość czynności. Widziałam, jak powoli wzburzenie ją opuszcza. Chwilę później Lila została poproszona o pomoc w tłuczeniu ziemniaków. Z zacięciem i zaangażowaniem ubijała kartofle, pozbywając się nagromadzonego w jej ciele napięcia. Widać było, że złość ją opuszczała. Dlaczego? Pomocne okazuje się w tym wypadku działanie naszego mózgu. Mając ważne zadanie (koncentrując się na wymagającej skupienia czynności) wysyła on do ciała informację, dzięki której organizm może odzyskać równowagę. Gdy najsilniejsza złość odejdzie, wówczas łatwiej nawiązać z dzieckiem porozumienie. Człowiek (zarówno duży, jak i mały) w złości odcina się zupełnie od racjonalnej, opartej na słowach komunikacji. Działa w amoku, kierowany wściekłością. “Ślepa furia” – to określenie dobrze obrazuje stan umysłu w złości. Niewiele widzimy, słowa ledwo do nas docierają, jesteśmy odcięci od racjonalnego myślenia. Działa tu schemat “bodziec – reakcja”, zgodnie z którym szybciej powiemy lub zadziałamy i przeanalizujemy czy warto się odezwać lub czy kogoś nie zranimy swoimi słowami. Wiedząc, jak przebiega proces wyrzucania złości będziemy w stanie lepiej pomóc dziecku poradzić sobie z nią w danym momencie. Dzięki temu, jeśli zachowamy spokój i okażemy cierpliwość, z czasem dziecko będzie potrafiło lepiej i skuteczniej oswajać tą trudną emocję jaką jest złość..
Podsumowując dzisiejszy wpis, chciałam napisać Wam, co często ratowało i wciąż ratuje nas w trudniejszych chwilach. Co pomaga Lilci wrócić po wybuchu złości do równowagi. Lub co ułatwia jej wyrzucanie wściekłości z własnego ciała:
– wszelkie gniotki lub winogronowe piłeczki antystresowe (te ostatnie swego czasu były u nas prawdziwym hitem).
– Dmuchany Tygrys tzw. wańka wstańka. Dobry towarzysz, dzięki któremu wściekła Lila wyrzucała złość. Jeśli miała chęć, podchodziła do Tygrysa i albo ściskała jego ucho, albo łapkę, co dawało jej ulgę.
– Kartki papieru (można dziecku przygotować kilka na “specjalne potrzeby”). Lila wiedziała, że może je pognieść, zrobić z nich kule i próbować wrzucać do specjalnie do tego przygotowanego kosza bądź pudła kartonowego. Mogła je podrzeć, jeżeli w danym momencie to dawało jej większą ulgę. Mogła je również wziąć i wykorzystać do wymalowania złości. Chwytała w rękę kredkę lub pisak i energicznie malowała, przesadnie dociskając kredkę lub pisak do papieru. W tym sposobie wyzłaszczania się pięknie widać, jak z dziecka powoli uchodzi złość. Kiedy Lila się uspokajała, zaczynała spokojnie rysować, kolorować.
– Oddychanie, oddychanie i jeszcze raz oddychanie. Sama praktykuję ten sposób w chwilach, gdy jestem wzburzona i uczę tego także Lilcię. Pokazuję jej, jak może nabierać powietrze, jak długo może ja później wydychać. Kiedy w złości zaczyna nerwowo łapać oddech, przypominam jej, aby wzięła głęboki wdech (pokazując, jak może to zrobić) a następnie wypuściła z siebie powietrze. Coraz lepiej jej to wychodzi.
– muzyka, która porywa nasze nogi do tańca (jeśli wiodącym uczuciem jest irytacja a nie trudna do opanowania wściekłość, wówczas muzyka może być wspaniałym lekarstwem).
– mówienie (czasem nazwanie tego, co czujemy i z czym się zmagamy potrafi znacznie obniżyć stopień nasilenia danej emocji, dlatego warto przyjmować uczucia takimi, jakimi je odbieramy).
– bycie blisko (tak niewiele i tak wiele). Czasem słowa są zbędne. Wystarczy obecność, pełne wsparcia i zrozumienia spojrzenie.
– wspólnie spędzony czas, uwaga poświęcona drugiej osobie (my z Lilą często bierzemy bardzo lubiane przez nas zeszyty z zadaniami i naklejkami i rozwiązujemy. Innym razem kładziemy się i czytamy bajki. Czasem sięgamy po ulubione gry planszowe i uciekamy w ich świat. Lub wyciągamy plastelinę i lepimy z niej różne kształty. Albo układamy puzzle. Pomysłów na wspólną aktywność mamy pełen worek, wybieramy z nich taki, na który w danym momencie Lilcia jest gotowa i na który ma ochotę.
- wykorzystanie młoteczka i kołeczków do wbijania. Potrafi pomóc w wyrzucaniu złości.
– gdy minie największa złość, rozmawiamy o uczuciach (np. jak wygląda złość, po czym można zobaczyć, że człowiek jest zdenerwowany itp. – kiedyś przygotuję na ten temat osobny wpis).
– aktywność fizyczna (spacer, jazda na rowerze, śnieżną zimą wyjście na sanki – my praktykujemy takie sposoby “wyzłaszczania się” i są one dla nas pomocne).
Najważniejsze o czym warto pamiętać to nasza równowaga psychiczna. Jeśli my będziemy mieli w sobie spokój, cierpliwość do mierzenia się z trudnymi uczuciami dziecka, wówczas znacznie szybciej wróci ono do równowagi. Złość jeszcze nikogo nie uspokoiła ani nie wyciszyła. Wręcz odwrotnie, wzmocniła jedynie napięcie i niepokój. Bądźmy więc dobrzy i wyrozumiali dla siebie samych, a dzięki temu łatwiej nam będzie pomagać dziecku i wspierać je w trudnościach.
A jakie Wy macie sposoby na radzenie sobie ze złością (swoją lub swoich dzieci)? Co u Was sprawdza się najlepiej? Z wielką chęcią poznam Wasze propozycje 🙂
M!
6 komentarzy
Sylwia
Muszę kiedyś wykorzystać ten zwrot: “A po czym widzisz, że jestem zła/smutna?”. Spodobało mi się, to uczy dzieci rozpoznawać emocje u siebie i innych. Jako osoba “siedząca” w tym temacie mogę polecić również metodę bajkoterapii, wytupanie złości, wykrzyczenie do poduszki, dla starszych dzieci – przeanalizowanie sytuacji oraz intencji drugiej osoby.
mowosfer
Sylwia, dziękuję za podsunięcie Twoich pomysłów na radzenie sobie z trudnymi emocjami. Ciągle zbieram różne podpowiedzi, bo uważam, że każde dziecko jest inne i co innego pomaga mu w trudnych chwilach. Im więcej pomysłów, tym lepiej 🙂 Pozdrawiam ciepło 🙂
Karolina
Naszą ostatnią deską ratunku w chwilach złości jest… “czerwona poduszka złości” jak roboczo nazwałam wielką poduchę, która zawsze leży w pokoju Młodej. Może ją kopać, bić, krzyczeć w nią… Pomaga.
Gdy inne metody zawiodą, po prostu ma szansę rozładować cały ten swój malutki plecaczek złej energii.
mowosfer
Karolina, bardzo fajny pomysł z tą poduszką złości 🙂 Najważniejsze, że pomaga, spełnia swoją rolę, a dziecko może wyrzucić złość a nie ją w sobie tłumić. Wspaniale, że wypracowaliście takie przydatne u Was rozwiązanie 🙂 Pozdrawiam ciepło i dziękuję za komentarz 🙂
Ania Helenka matka w pigułce
Takie wpisy uświadamiają, jak ważne jest wyrażanie swoich emocji. Dla mnie jest to bardzo trudne. Do tej pory często zdarzało mi się krzyczeć i miałam ogromne wyrzuty sumienia. Czasem gdy mam gorszy dzień, nawet nie chce mi się o tym opowiadać. Od jakiegoś czasu staram się mówić, dlaczego jestem smutna. To faktycznie pomaga w relacji matka-córka, bo moje dziecko wie, o co chodzi. Nie jest zdezorientowane i nie myśli, że jestem zła na nią. Ją uczę podobnego zachowania, a nie zawsze jest skora do wyznań. Najczęściej muszę złapać odpowiednią chwilkę, np. przy kąpieli, gdy siedzi w wannie, a ja siedzę przy niej o ochlapuję ją wodą albo głaszczę. Bardzo często rozwiązuje jej się język przed snem i wtedy dużo opowiada, co spotykało ją w przedszkolu, co robiła, jak się czuła. Natomiast spontanicznie to zdarzają się najwyżej wybuchy złości, płacz. Trudno na to nie reagować czy reagować prawidłowo, zwłaszcza gdy człowiek sam jest zmęczony i wybuch z mojej strony wisi na włosku. Dopiero gdy człowiek spróbuje wyobrazić siebie w skórze dziecka, jest w stanie tę złość i emocje zrozumieć. Te wszystkie rzeczy, które wydają nam się nieistotne, stają się nagle najważniejsze na świecie np. że maskotka ma mokre ucho, skarpeta nie chce zejść z nogi czy kawałek dżem z chleba wciąż kapie na bluzkę.
Bardzo fajnie opisane, podobają mi się te sposoby. Pamiętam, gdy ja jako dziecko czasem rzucałam ze złości jaśkami w kanapę i dostawałam za to burę.
mowosfer
Ania Helenka matka w pigułce bardzo Ci dziękuję za Twój komentarz i opisanie Twoich doświadczeń 🙂 Rzeczywiście jest coś magicznego w tej porze przed pójściem spać – dziecko jakby się otwiera. Cisza wokół, nasza bliskość sprzyja otwieraniu się, opowiadaniu o sobie, zbieraniu wrażeń z całego dnia. Ważne jest, abyśmy mieli gotowość na wysłuchanie dziecka, choć wieczorem poziom zmęczenia jest zwykle ogromny. Tak, jak fajnie to napisałaś – ja również staram się postawić na miejscu mojej córki zawsze, kiedy zagalopuję się z czymś lub cisną mi się na język słowa, które mogą być nieprzyjemne. Myślę “czy ja chciałabym to usłyszeć?” To niezwykle pomocne. Pozdrawiam Cię serdecznie i raz jeszcze dziękuję za komentarz 🙂