Nigdy nie przestanę cię kochać… “To Joey with love”

Zgodnie z moją dzisiejszą zapowiedzią chciałabym Wam przedstawić wyjątkową książkę i wyjątkowy film. Zarówno publikacja, jak i materiał wideo pokazują MIŁOŚĆ w najczystszej postaci. Miłość, która nie zna granic. Miłość, której nie przerwie nawet śmierć.

Joey i Rory Feek to małżeństwo muzyków, które przez wiele lat występowało razem na scenie. Półtora roku temu po raz pierwszy o nich przeczytałam. Tekst był przejmująco smutny, opatrzony wymowną ilustracją, na której nieuleczalnie chora kobieta przytula swoje ukochane dziecko. Czytałam go z ogromnym zainteresowaniem i wzruszeniem a łzy spływały mi po policzkach. Nie umiałam sobie wyobrazić, co musi czuć zarówno mąż, dla którego ukochanej żony nie ma już nadziei na wyzdrowienie oraz córeczka, która jeszcze nie rozumie, że jej mama odchodzi. Ponieważ po przeczytaniu tekstu czułam wielki niedosyt i miałam potrzebę, aby bliżej poznać tych niezwykłych ludzi, zaczęłam szukać. Znalazłam ich profil na FB, znalazłam ich stronę internetową i czytałam na bieżąco wpisy Rory’ego, który opisywał codzienność swojej rodziny. Strach, lęk, niepewność, tęsknota, smutek, żal, a jednocześnie silna wiara w sens wszystkiego, z czym przyszło tym ludziom się mierzyć oraz radość z każdego wspólnego dnia.

Na kilka miesięcy przed diagnozą, Joey i Rory powitali na świecie swoją córeczkę. Mała Indiana urodziła się z zespołem Downa i uczyniła swoich rodziców najszczęśliwszymi ludźmi na świecie. Od pierwszych dni otaczali ją troską, uwagą, miłością a ona pięknie odwdzięczała się im tym samym. Kilka miesięcy po narodzinach małej Indy, Joey podczas wizyty kontrolnej u lekarza dowiedziała się, że wyniki jej badań są niepokojące i trzeba będzie je pogłębić. Niedługo potem Joey usłyszała diagnozę – to nowotwór w bardzo poważnym stadium zaawansowania. Wymagający natychmiastowej operacji i podjęcia leczenia. Od tego momentu Joey i Rory rozpoczęli walkę o każdy kolejny, wspólny dzień. Joey cechowała niezwykła pogoda ducha, ogromne dobro, serdeczność, miłość, którą obdarowywała bliskich sobie ludzi. We wszystkie działania (uprawę ogródka, dbanie o dom, śpiewanie, opiekę nad małą Indianą, uczenie jej życia) wkładała całe swoje serce. Była idealnym przykładem kobiety, która potrafi żyć w pełni tu i teraz, koncentrując się na najbliższych, uważnie obserwując to, co dzieje się wokół niej. Cieszyła się najdrobniejszymi rzeczami, postępami rozwojowymi swojej córki, serdecznością bliskich oraz nieznajomych ludzi, którzy przesyłali jej wsparcie w rozmaitej postaci. Za każdym razem, gdy Rory publikował nowy wpis, czytałam go z zapartym tchem, nie mogąc pohamować swoich łez. Do końca miałam nadzieję, że zdarzy się cud i Joey wyzdrowieje. Niestety. Choroba była silniejsza.  Ten dzień pamiętam bardzo dokładnie. Była niedziela – 4 dzień marca. Pogoda, jak teraz – kapryśna, niezdecydowana, wietrzna i pochmurna. Zbudziłam się rano i odruchowo chwyciłam za telefon, by na szybko przejrzeć różne informacje (teraz mocno zmieniłam swoje nawyki i nie spieszę się już tak z zaglądaniem do telefonu tuż po przebudzeniu.) . Gdy zajrzałam do swoich aktualności moim oczom ukazała się fotografia opatrzona wpisem: “Spełniło się największe marzenie mojej żony. Jest już w niebie. Rak odszedł i ból również“. Przejmująca historia jest jednocześnie pięknym zapisem miłości pomiędzy dwojgiem ludzi, którzy w Bogu i głębokiej wierze odnajdują sens życia. Których ta wiara prowadzi przez życie, umacniając szczególnie w trudnych, niezrozumiałych dla nich sytuacjach.

Niedawno minął rok od śmierci Joey. Aby pamięć o niej była wciąż żywa, Rory przygotował dziewięćdziesięciominutowy film, w którym pokazuje najpiękniejsze, regularnie przez siebie dokumentowane chwile z ich wspólnego życia. Produkcja pojawiła się w kinach 23 września 2016 w dzień urodzin Joey i miała być prezentem od kochającego męża dla największej miłości jego życia (“To Joey with love”). Rory napisał również wydaną  14 lutego 2017 r. książkę “This life I live”, w której opisuje swoje życie po śmierci ukochanej oraz wspomina ich wspólne chwile. Z tą książką przepadłam wczoraj wieczorem i, mimo, że było już bardzo późno, nie umiałam oderwać się od lektury. Poruszyły mnie słowa, które pojawiają się już w pierwszym rozdziale: “Jestem znany. (…) Jestem znany z tego, że kocham moją żonę”. On nie pisze o niej w czasie przeszłym, lecz teraźniejszym, bo mocno czuje, iż ona jest ciągle obecna.

Za chwilę wyłączę komputer, odłożę telefon na bok i zaproszę męża do wspólnego obejrzenia filmu, na który tak długo czekałam. Dzięki takim osobom jak Joey, Rory, Indy zaczynam rozumieć, na czym polega życie. Widzę i inspiruję się tym, jak można chwytać każdą chwilę pełnymi garściami, próbując wyciskać jak pożywną cytrynę. Jakby jutra miało nie być.

Uważam, że warto znajdować godne naśladowania wzory i pewną ich cząstkę przemycać do własnego życia. By nie żałować, że najpiękniejsze momenty, chwile niepostrzeżenie nam umknęły. By kolekcjonować piękne wspomnienia oraz serdeczne, czułe i budujące słowa. Takie, których nie zastąpi czas spędzony w sieci. Najcenniejsze jest bowiem to, co możemy poczuć i dostrzec –  serdeczne gesty czułe przytulenie, całus w policzek, energetyczny uścisk dłoni 🙂 Zdecydowanie warto wylogowywać się do ŻYCIA.

Jeśli chcielibyście poznać bliżej historię Joey i Rory’ego, polecam Wam jego cudowny blog: http://www.thislifeilive.com oraz profil na FB: Joey+Rory

Życzę Wam dobrego wieczoru 🙂 Pędźcie do swoich bliskich na serdeczne przytulasy, podawajcie dalej dobre, budujące, doceniające drugą osobę słowa, szukajcie dobra i szczęścia wokół 🙂 Ja już do tego pędzę 😀

M!

2 komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *