Jesteś naprawdę wyjątkowa. Dlaczego? Bo JESTEŚ!
“Nikt inny nie dysponuje taką mieszanką talentów, doświadczeń i zainteresowań, nikt inny nie może wnieść tego, co ty. Pielęgnuj to, co masz do powiedzenia i zdziałania. To naprawdę ważne sprawy, niezależnie od tego, co sądzą twój wewnętrzny krytyk i wiecznie niezadowolona sąsiadka z czwartego piętra.”
Dodatkowo “obsesyjne zastanawianie się, co o naszych wyborach pomyślą inni, to droga do nikąd. (…) ci “inni” zwykle nie myślą o nas tak dużo, jak nam się wydaje. Jesteśmy ważni i powinniśmy się cieszyć swoją wyjątkowością, ale nie jesteśmy pępkiem świata. Inni ludzie mają swoje zajęcia i problemy, nie analizują wnikliwie naszych zachowań. Poza tym kiedy naszym głównym motorem do działania jest “Co ludzie powiedzą?”, przestajemy słuchać samych siebie, stajemy się zupełnie niewrażliwi na własne przeczucia i pragnienia”. (Joanna Glogaza, “Slow life”).
Odnosząc się do powyższych słów jednej z bliższych mi w tym roku książek chciałam dodać, że warto już od najmłodszych lat pielęgnować w dzieciach indywidualność, wyjątkowość. Brak porównywania i zestawiania. Dostrzeganie potencjału i koncentrowanie się na sile, predyspozycjach, preferencjach. Dając prawo do tak niepopularnego i niemile niegdyś widzianego wyrażania własnego zdania. Jak wielką potęgą jest własna wiedza na temat tego, co lubimy, co nas denerwuje, co sprawia nam przyjemność, a przy czym się męczymy. Najprostszy przykład – plac zabaw. Nagromadzenie w jednym miejscu cudownych dzieci z wielkim potencjałem rozwojowym. Każde inne, zachowuje się w sposób zgodny z własną osobowością oraz (być może) zaleceniami dorosłych. Jedno wspina się na drabinkę, próbując poznać swoje możliwości i sprawdzić granice, inne z niezwykłą uważnością i wytrwałością robi babki z piasku. Jeszcze inne chwyta w rękę własną lalę lub misia i traktuje jak własne dziecko. Odtwarza scenki z życia. Każdy mały człowiek, na innym etapie rozwoju, choć w podobnym wieku. Piękny w swojej wyjątkowości, indywidualności. Czasami nam – dorosłym – zapala się w głowie lampka pt. “Ojej, a ten chłopczyk już tak się wspina po drabinkach? A moja tylko siedzi i dłubie w tym piachu” lub inna: “Ech, jaka ona jest odważna. Niczego się nie boi, podchodzi do wszystkich dzieci. Mój to taki odludek, wszystko go przeraża. Istny dzikus z niego”. I zdarza nam się to robić. Wkładać nasze wyjątkowe dzieci w rozmaite szufladki z różnymi napisami: “towarzyska, nieporadny, tchórz, buntownik, uparty, złośliwy, egoista, niedobry, niegrzeczny, grzeczny”. Co by było, gdyby wszyscy byli mistrzami w bieganiu i sporcie? Czy powstałoby tak wiele cudownych prac, obrazów, projektów, zrealizowanych pomysłów? Czy mielibyśmy kogo prosić o pomoc w poradzeniu sobie z czymś, w czym nie czulibyśmy się silni? Cudownie jest móc wymieniać się wiedzą, korzystać z doświadczeń i kompetencji innych, doceniać różnorodność, indywidualność.
W szkole podstawowej oraz w liceum starałam się uczyć wszystkiego w równym stopniu, nie wiedząc, co tak naprawdę mnie interesuje, co jest mi bliskie. Z czasem wyłaniały się obszary, w których nie czułam się mocna. Których nie rozumiałam. Do dnia dzisiejszego wzdrygam się na wspomnienie nauki z takich przedmiotów, jak historia, biologia, fizyka. I, pomimo, że byłam w klasie humanistycznej, próbując dwa miesiące przygotowywać się do matury z historii, zrezygnowałam. Dla własnego spokoju. Wiedza, którą próbowałam długo przyswajać, zupełnie ulatywała, nie trzymałam w głowie faktów i dat, nie czułam, że będę kiedyś z tego korzystać. Wybrałam matematykę. Dla mnie logiczną, konkretną, przyjemną. Miałam wielu znajomych, którzy mimo humanistycznego profilu, wybrali biologię, a następnie medycynę. Poszli swoją drogą, pomimo wcześniejszych decyzji i wyborów. Wytrwale dążąc do celu.
Jeśli o mnie chodzi maturę szczęśliwie zdałam. Matematyka okazała się dla mnie bardzo przychylna i serdeczna 🙂 Przyszedł czas wyboru studiów. Miałam wówczas ogromny problem. Nie wiedziałam, co dalej…. Kim jestem, co lubię. Zawsze marzyłam o szkole teatralnej, uwielbiałam występować na scenie, wygłaszać rozmaite treści, prezentacje. Do dzisiaj bardzo lubię 🙂 Zdecydowałam się na bezpieczniejsze dla mnie rozwiązanie – wybrałam pedagogikę. Miała być psychologia, ale wiedząc, że na egzaminie musiałabym się zmierzyć z biologią, której szczerze nie lubiłam, zrezygnowałam. Studia pedagogiczne były dla mnie ważnym czasem. Miałam możliwość poznania interesujących dziedzin wiedzy na temat rozwoju dziecka, człowieka, relacji międzyludzkich. Uczyłam się coraz bardziej ograniczać moją uwagę do interesujących mnie obszarów. Długo to trwało…. Po drodze pojawiło się jeszcze dziennikarstwo i niezwykle ważny dla mnie etap – logopedia, emisja głosu i neuroplogopedia. Studia, które mocno mnie ukształtowały. Jedyne, co czułam podczas tych wielu lat nauki to to, że chcę się uczyć, rozwijać, dowiadywać o sobie czegoś nowego. Nie byłam klasycznym przypadkiem osoby, która szła jasno obraną, zawodową drogą, konsekwentnie osiągając wyznaczone cele. Ja, cały czas próbuję, podejmuję się nowych wyzwań, uczę, zmieniam. Mam jednak poczucie, że wszystkie studia, które dotychczas zrealizowałam, są spójne i łączą się ze sobą w całość. Być może zupełnie nieświadomie, powoli, małymi krokami dążę do realizacji długo skrywanych marzeń.
Te drobne postępy przybliżają nas do celu. A czasem potrafią zaprowadzić w miejsca, w których nigdy nie planowaliśmy się znaleźć. Jeśli tylko odłoży się strach na bok i pozwoli się sobie próbować, doświadczać, poznawać, wówczas pojawia się nieporównywalne do niczego uczucie – samorealizacja. To trudny do opisania stan, wypływający z naszego wnętrza, będący mieszaniną podekscytowania, radości i obaw. Myślę, że ważne jest, abyśmy w naszym życiu robili to, w czym czujemy się dobrze, co sprawia nam radość, do czego czujemy się powołani (wiem, że to mocne słowo, ale na dzień dzisiejszy nie znajduję innego, lepszego, które równie trafnie opisywałoby moje uczucia).
Zawsze bardzo lubiłam pisać. Już w czasie podstawówki pisywałam pamiętniki, przelewając na papier własne przeżycia, tworzyłam rozmaite historie, dawałam życie wymyślonym przez siebie bohaterom. Uwielbiałam mówić, występować publicznie, opowiadać, interpretować teksty. Bawić się słowem. Lila jest do mnie podobna (pewnie nie miała innego wyjścia, musiała zarazić się tą pasją :)). Piękny jest świat jej wyobraźni, przekazywanie przez nią myśli, refleksji za pomocą słów. Zawsze z wielkim poruszeniem chłonę jej ciekawe określenia, nazewnictwo, myśli, spostrzeżenia. Uwielbiam czas rozwoju, w którym ona aktualnie się znajduje (choć jednocześnie jest to dla mnie, jako dla mamy, czas ogromnych rodzicielskich wyzwań i wzmożonej pracy nad sobą).
DZIŚ czuję, że nareszcie jestem u siebie. Mam poczucie, że stoję na dobrej dla siebie drodze. Przede mną jest wiele ścieżek oferujących różne możliwości rozwoju. Wybieram te, które aktualnie są mi najbliższe. Mam jednak poczucie, że być może wybrana w danej chwili droga skieruje mnie niebawem w stronę kolejnej. Czekającej na bardziej przychylny moment.
Wiedząc, jak długą, wyboistą, nie zawsze łatwą zawodową podróż odbyłam, pamiętając, z jakimi trudnościami się spotykałam, myślę o Lilci. Chciałabym delikatnie towarzyszyć w jej wzrastaniu i zdobywaniu wiedzy na własny temat. Na temat tego, co lubi, co sprawia jej przyjemność. Co chciałaby robić w przyszłości. SWOJEJ przyszłości. I SWOIM życiu. Bardzo często powtarzam jej, że życzę jej, aby miała kiedyś możliwość robić to, co będzie dawało jej radość i szczęście. Co będzie ją cieszyło. Gdy ona mi mówi: “Mama chciałabym być przedszkolanką” lub “Mama chciałabym być logopedą” bądź “Mama chciałabym być lekarką”, odpowiadam: “Tak? To fajnie, że wiesz, co chciałabyś kiedyś robić. Życzę Ci, abyś spełniała swoje marzenia. Abyś robiła to, co da Ci szczęście”. Nie chciałabym, aby realizowała moje ambicje. Moje ambicje zostawiam sobie. I powoli, drobnymi krokami, wcielam je w SWOJE życie. Ona ma prawo do własnych marzeń, planów, własnej ścieżki zawodowej. Ma prawo wybierać, przebierać, próbować, eksperymentować, zdobywając wiedzę na swój temat.
A my – jej rodzice będziemy się uczyć jak najlepiej i najmniej inwazyjnie ją w tym wspierać. Nie chcemy aby żyła po to, by zadowalać nas lub kogoś innego. Marzy nam się, by realizowała swoje cele oraz małe lub większe marzenia. Dla własnej satysfakcji, zadowolenia, spełnienia. Mając poczucie, że lubi siebie i to, co robi. Bo my bardzo tę naszą małą dziewczynkę lubimy i mam nadzieję, że ona tę naszą miłość i sympatię do niej czuje. Mam też nadzieję, że w trudnych momentach, gdy coś jej sie nie uda, będzie pamiętała, że w domu czeka na nią mama i tato, którzy kochają ją tak po prostu. Dlatego, że JEST. Taka, jaka JEST. Wyjątkowa, niepodrabialna, wartościowa,
Warto pamiętać o tym, że “(…) nikt nie wie lepiej, co daje nam radość i spełnienie, niż my sami. (…) nie ma jednego słusznego sposobu na życie. (…) opinie innych osób są tylko opiniami – czasami wypowiadanymi z zazdrości, czasem wynikającymi ze specyficznej mentalności, czasem ze strachu, czasem tylko z tego, że ktoś akurat ma zły dzień. To my decydujemy, czy weźmiemy je na siebie. Przejmujemy się wieloma rzeczami, które zupełnie na to nie zasługują, a cierpią na tym sprawy istotne. Jeśli odkryjesz, co jest dla ciebie naprawdę ważne, będzie ci łatwiej nie przejmować się całą resztą”.
I tego Kochani Wam życzę. Abyście, prędzej czy później odkryli swoje prawdziwe pasje i obszary, których realizowanie daje Wam spełnienie 🙂 Otwórzcie drzwi, które z różnych powodów wciąż przed sobą zamykacie. Ja codziennie staram się próbować, działać, realizować swoje plany i zamierzenia (w zależności od aktualnego stanu i możliwości). Czasem szeroko otwieram drzwi, innym razem po prostu uchylam okna 🙂 Byle do przodu…
M!