• “Szkoła neuronów” – czy da się zrozumieć nastolatka?

    Czy wiedzieliście, że ludzki mózg pełnię swojej dojrzałości osiąga w okolicy 40 urodzin swojego właściciela? Czy wiedzieliście, że istnieje coś takiego, jak złota liczba – czyli bezpieczna dla nas liczba kontaktów społecznych, po wejściu w które wychodzimy ze względnym zdrowiem psychicznym :)? Czy wiecie ile wynosi taka liczba? 150. Czy w ciągu dnia macie styczność ze 150 osobami, różnymi twarzami, ludzkimi minami, gestami, mimiką, czy też ta liczba jest większa? Okazuje się, że może ona sięgać nawet kilkunastu tysięcy. To ilość twarzy, z którymi możemy mieć styczność codziennie. Wyobraźmy sobie zatem, jak przeciążony może być nasz układ nerwowy, dla którego bezpieczna liczba wynosi 150. Wyobraźmy sobie następnie, jak przeciążony może…

  • “Jedz, ci zupa stygnie” – czyli jak towarzyszyć w rozmowie (recenzja książki M. S. Sorensen –> “Słyszę cię” )

    Mama: “Co się stało?” Syn, Adaś Miauczyński wchodzi do kuchni. Całuje swoją mamę dwa razy  w rękę i raz w policzek. Nie zdąża z udzieleniem odpowiedzi, ponieważ mama, niedługo czekając na odpowiedź mówi: Mama: “Zjedz coś.” Adaś: “Mamo, nie jestem głodny. Uderzyłem się w skrzynkę”. Mama: “W skrzynkę? Zupy zjedz talerz, gorącej… Pomidorowa. Przynajmniej dobra”. Adaś: “Mamo, nie chcę zupy na listy. Chcę z mamą porozmawiać.” Mama: “Na listy? Możesz rozmawiać i jeść.” Adaś: “Mamo… nie chcę jeść. Nie dokończyłem dziś lekcji mamo”. Mama: “Dokończysz kiedy indziej. Zjesz… Jak nie dokończyłeś?” Adaś: “Bo pierdzieli”. Mama: “Nie mów tak.” Adaś: “Prykali”. Mama: “Nie mogłeś im czegoś powiedzieć?” Adaś: “Co powiedzieć? Komu?”…

  • Czy muszę rozdawać buziaki? –> recenzja ważnej książki w temacie granic

    Zjazdy rodzinne. Jakie to piękne okazje do powitań. Nierzadko spotykają się ludzie, którzy od tygodni, a nawet miesięcy się nie widzieli. Którzy z radością spoglądają w swoją stronę. Którzy chcą sobie pokazać, jak bardzo się cieszą, że nas widzą. Że jesteśmy ważni w ich życiu. Chcą nas przytulić, dać buziaka. Czy zauważyliście, że dorośli różnią się od siebie? Pod względem otwartości na drugiego człowieka, wylewności, gotowości do zbliżenia podczas powitania? Ja niejednokrotnie byłam tego świadkiem.  Niejednokrotnie czułam to na sobie. Kiedy? Gdy podczas rodzinnych powitań chciałam się do kogoś przytulić, a dana osoba gdzie indziej miała ustawioną granicę i nie miała na to ochoty. Że jasno i konkretnie to komunikowała.…

  • “Szkoła neuronów” – czyli dlaczego zachowuję się tak, jak się zachowuję

    Jaka to jest fajna książka. Ja wiem, że słowo “fajna” jest tak ogólna i mało precyzyjna, że trudno wyjaśnić nim fenomen tej publikacji. Ale innego słowa na ten moment nie znajduję. Nie wiem, czy kiedykolwiek Wam o tym pisałam, ale jednym z przedmiotów, z którym w liceum najbardziej sobie nie radziłam, była BIOLOGIA. Mój mózg nie był w stanie dobrze i trwale przyswoić wiedzy, która pojawiała się na lekcjach. Miałam zwykle wielkie trudności z doszukiwaniem się powiązań pomiędzy poszczególnymi zagadnieniami, w związku z czym każda treść i zagadnienie były u mnie oderwane od siebie. Dzięki BIOLOGII dowiedziałam się, czego “nie ogarniam” i w czym zwyczajnie jestem kiepska. Moje przypuszczenia potwierdzały…

  • Moje rodzicielskie MITY

    W dzisiejszym wieczornym wpisie chciałam podzielić się z Wami jednym z moich odkryć… z moim osobistym zetknięciem się z rodzicielską rzeczywistością. Z rozwojową drogą, która doprowadziła mnie do tego, co wiem i czuję DZIŚ. Od czasu, gdy Lila skończyła 7 miesięcy regularnie (choć z różną częstotliwością) uczestniczę w warsztatach dla rodziców. Doświadczam zbawiennej roli grup wsparcia, w których indywidualne osoby przekonują się, że ze swoimi wątpliwościami, niepewnościami, rozterkami nie pozostają same. Że czasem, na danym etapie rozwoju dziecka, po prostu jest trudno i my – rodzice – nie jesteśmy w tym osamotnieni. Czasem opuszczałam te spotkania ze łzami w oczach, bo nagle coś do mnie dotarło, coś sobie uświadomiłam. Czasem…

  • “Niezbędnik małego pacjenta” czyli o wyjątkowej pomocy na ważny czas…

    Bardzo dobrze pamiętam ten dzień. Byłam małą dziewczynką. Ale pamiętam. Zachorowałam i musiałam dostawać zastrzyki. Nie lubiłam ich. Pewnego ranka wybrałam się z mamą do przychodni, na przyjęcie kolejnej dawki leku z igłą w tle. Pamiętam, że chwilę po podaniu leku COŚ zaczęło się ze mną dziać. Dziwny stan. Chwilowej utraty świadomości, a później powtarzania jednego, kluczowego, najważniejszego dla mnie wówczas słowa: “Mamuś, mamuś, mamuś, mamuś…” Dalej był już tylko sygnał karetki, w której znajdowałam się z mamą. Wiozła mnie do szpitala. Pamiętam jak dziś. Małą salę, w której przyjął nas lekarz. Siedziałam mamie na kolanach i zastanawiałam się, co będzie dalej. Co mnie czeka. W pewnym momencie przyszła pani…